„To zdecydowanie przestało być normalne. Jak żyję, zawsze miałem jakieś delikatne przygody z duchami, ale śnieg z łupieżu ducha babci był stanowczo zbyt ekstrawagancki.”
Przed wojną Lwów był dla nich domem. Teraz próbują się odnaleźć w nowej rzeczywistości z skomunizowanym Krakowie. Historia czwórki osób, które na początku łączyło tylko jedno – znajomość z niejaką Urszulą, piękną dziewczyną zamordowaną w czasach okupacji. Czy dawna zbrodnia może mieć coś wspólnego z teraźniejszymi zabójstwami esbeckich funkcjonariuszy?
Robert Nowakowski to autor, o którym ciężko znaleźć informacje w internecie. Z zawodu jest prawnikiem i mieszka niedaleko Krakowa. Nie wyobraża sobie dnia bez kawy, spaceru z psem i dobrej książki. W tym akurat się z nim zgadzam. Swoje teksty zamieszcza na stronie https://robertnowakowski.wordpress.com/
Jeśli z opisu wywnioskowaliście, że będziemy dzisiaj rozmawiać o kryminale, to się grubo mylicie. Gdyby ów notka była bardziej adekwatna, prawdopodobnie nigdy nie skusiłabym się na tę pozycję. Mam taki brzydki nawyk oceniania po okładce, szczególnie kiedy autor jest mi nieznany. Skłamałabym twierdząc, że książka jest nudna i męcząca, jednak przez cały czas odczuwałam pewien niedosyt. Czułam się oszukana, choć nie jestem pewna, czy powinnam za to obwiniać autora czy wydawnictwo.
Co tak naprawdę dostajemy? Historię Michała – lwowiaka, który urodził się z pewnym mankamentem. Jakim? Ma skrzydła. Patrząc na współczesną literaturę, można by się spodziewać jakiejś powieści fantasy niskich lotów, z motywem przeznaczenia i poczucie misji. Autor tak naprawdę użył tej wyjątkowej cechy fizycznej tylko by wyróżnić bohatera na tle innych. Zbrodnia w tej całej historii szybko okazuje się wątkiem pobocznym, otoczką, która jednak będzie miała ogromny wpływ na punkt kulminacyjny.
Akcja biegnie dwutorowo, z każdym rozdziałem przenosimy się w czasie, a czasem też w przestrzeni. Fabuła rozgrywa się w latach 1924-1981 i nie zawsze jest chronologiczna. Obserwujemy ważne wydarzenia historyczne z perspektywy odmieńca, który nie tylko wyglądem, ale i podejściem do życia wyróżnia się wśród otaczającego go społeczeństwa.
Niewątpliwą zaletą „Człowieka z sową” jest język. Autor ma ciekawy styl, pełen ironii i humoru, który nie zawsze do mnie przemawiał. O sprawach poważnych potrafi jednak napisać z należytym szacunkiem. Fakt przedstawia w sposób rzeczowy, opisuje za to w sposób barwny, przez który można czasem zamyślić się, „odpłynąć”.
Powieści Roberta Nowakowskiego nie można nazwać czytadełkiem do poduszki. Wymaga ona od odbiorcy odpowiedniego skupienia, które pozwoli lepiej zrozumieć intencje autora. Dopiero wtedy będzie można dojrzeć jej oryginalność. Pozostaje tylko pytanie, czy ów wyjątkowość wychodzi historii na plus. Myślę jednak, że odpowiedź będzie już nadto subiektywna w tym przypadku, więc pozostawię to już Wam do ocenienia.
Największą krzywdę tej książce zrobił ten nieszczęsny opis, który automatycznie nasuwa skojarzenie z kryminałem. Jest to ta naprawdę książka, której nie da się wpisać w konkretny gatunek. Użyłabym tutaj określenia „crossover”, ale chyba nie funkcjonuje ono w literaturze. A może powinno zacząć?
Tytuł: "Człowiek z sową"
Autor: Robert Nowakowski
Data premiery: 8 kwietnia 2015
Ocena: 6/10
Ocena: 6/10
Termin "crossover" jest najczęściej używany dla książek i dla dzieci, i dla dorosłych. Takie naciągane jak dla mnie bo Harry Potter - szczególnie pierwsze tomy jest ewidentnie dla dzieci, tylko że bardzo dobrze napisane, ale cóż zrobić, tak sobie uzytkownicy wymyślili ;)
OdpowiedzUsuńA tobie chodzi o stare poczciwe genre-bending, termin bardzo popularny zarówno w anglosaskim filmoznawstwie, jak i tekstach o literaturze :)
Mi chodziło akurat o muzyczny crossover, gdy styl wykracza poza ustalone miary. Lao Che, RHPC albo Gorillaz są tego przykładem. Jednak terminologia jest dzisiaj tak luźna, że do wszystkiego można to podpisać ;)
Usuń