27.06.2015

Wstyd, ślepota i zasztyletowanie - czym zaskoczył nas piąty sezon "Gry o Tron"


Ten wpis powinien pojawić się już kilka dobrych dni temu. Łatwiej będzie się jednak uporać z piątym sezonem "Gry o Tron", gdy żałoba po poległych bohaterach trochę osłabnie. Planowała pisać o każdym odcinków z osobna, a tutaj zrobić jedynie małe podsumowanie. Wyszło jak zwykle, ale nie ma się co dziwić. Ostatni sezon kultowego już serialu HBO był najsłabszym z dotychczasowych. Pomijam rażące odstępstwa od oryginału, nie czytałam jeszcze tych tomów. Fabuła dłużyła się, a niektóre sceny po prostu miałam ochotę przewinąć. Dopiero finałowe odcinki dały mi nadzieję, że ten serial ma ciągle duży potencjał. 

Jeśli jakimś cudem nie widziałeś jeszcze któregoś z odcinków,
czytasz dalej na własną odpowiedzialność. 

Moim największym problemem aktualne jest to, że nie przeczytałam jeszcze wszystkich dostępnych tomów. Wiedza z forów i stron fanowskich czasem nie jest wystarczająca. Wystarczy jej jednak na tyle, by wiedzieć, że tomy, na których opiera się fabuła piątek sezonu, są uważane za najmniej ciekawe. Dodatkowo po pierwszych odcinkach można było spekulować, że producentów zaczął przytłaczać ogrom materiału, a ucinanie lub zmienianie wątków przyniosło więcej problemów niż korzyści. 

Moje niezadowolenie z tempa historii mogliście już zauważyć po trzech wpisach dotyczących pierwszych odcinków. [Dla tych, co nie czytali - notki o odcinku 1, odcinku 2 oraz odcinku 3.] Zamiast uczestniczyć w konkretnych wydarzeniach, skakaliśmy po całej mapie uniwersum, by przypomnieć sobie, co dokładniej wydarzyło się w poprzedniej serii. Zlepek tych wszystkich wątków nie przyniósł ze sobą wiele ciekawego. 

Wszystkie te momenty, które miały nas zaszokować zostały skumulowane w dwóch, trzech ostatnich odcinkach. Jeśli jednak mam być szczera, dzieciobójstwo czy zabójstwo Jona Snowa nie ruszyło mnie za bardzo. Nie takie rzeczy już się w Westeros działy. Wszystko jednak po kolei. 

Były momenty, o których automatycznie robiło się głośno z różnych powodów. Pierwszym, jaki przychodzi mi do głowy, jest jakże udane małżeństwo Sansy z Ramsay'em. Jak ta dwójka się kochała. Nie dziwota, że dziewczyna zdecydowała się skoczyć z murów Winterfell i uciekać jak najdalej w doborowym towarzystwie Fetora, w którym obudził się Theon. Wróćmy do afery. Gwałt na Starkównie może i był sceną dość mocną, ale jak dla mnie bardzo adekwatną do sytuacji i nie rozumiem tego całego bumu i nagonki na Martina. Że niby kobiety w jego serii są źle traktowane? A kto tam ma lekko? 

Wątek Sansy został tak bardzo zmieniony, że nie wiadomo
czego możemy się spodziewać w kolejnym sezonie. 

Jak już jesteśmy przy Winterfell  to warto porozmawiać o Stannisie, który najpierw pobalował na murze, a później zdecydował się odbić zamek z rąk Boltonów. Może gdyby się nie słuchał tej rudej baby, wszystko by się jakoś udało. Po tym jak postanowił spalić... znaczy oddać w ofierze Jedynemu Prawdziwemu Bogowi swoją córkę, karma dotknęła go z nawiązką, a sprawczyni całego zamieszania uciekła, gdy tylko odkryła co się dzieje. Stannis od razu po emisji otrzymał tytuł ojca roku i nie ma co się dziwić. Na koniec żona popełniła samobójstwo, a bitwa zostaje przegrana. I tutaj pojawia się pierwsza niejasność. Teoretycznie ostatni z braci Baratheon został zabity przez Brienne, która wydała na niego wyrok po tym, co przytrafiło się Renly'emu. Czy na pewno? Nie ma ciała, nie ma zbrodni, a po GoT możemy się wszystkiego podziewać. 

A tytuł Ojca Roku wędruje do....

A co z Melisandre? Przybywa po raz drugi na mur i oznajmia Davosowi, co wydarzyło się w trakcie jego nieobecności. Jej obecność tam może mieć w kolejnym sezonie dość duże znaczenie. Trzeba pamiętać, jak wielką mocą dysponuje kapłanka. I tutaj trafiamy na jedną z najbardziej łamiących moje serduszko scen - zamordowanie Jona Snowa. Rozumiem, że niektórym Wronom mogło się nie podobać mieszkanie pod jednym dachem z wrogiem, ale żeby aż tak... Scena nasuwa pewne skojarzenie z zabójstwem Juliusza Cezara, a Olly stał się niejako Brutusem. 


Wszyscy jednak wiemy bardzo dobrze, że w "Pieśni Lodu i Ognia" śmierć wcale nie musi być definitywnym końcem. Zaczynam się przekonywać co do teorii, że Jon Snow zostanie wskrzeszony przez Melisandrę, jednak opcji jest znacznie więcej. Dlaczego tak wierzę w jego zmartwychwstanie? Wpływ na to ma jedna krótka wypowiedź Martina - "Myślicie, że on nie żyje, prawda?"

Nie zapominajmy jeszcze o epickiej scenie bitwy z naszymi zimowymi zombiakami. W końcu tylko Jonowi udało się jednego z nich zabić. Myślę, że ten bohater odgrywa w tym wszystkim zbyt ważną rolę, by nie powrócić w jakiekolwiek formie. 

Valar Morghulis, czyli co tam słychać u Aryi? Osobiście jest to jednak z moich ulubionych bohaterek, a jej historia jest jedną z ciekawszych. I choć scen z jej udziałem może nie ma wiele, a jej wątek opiera się jedynie na szkoleniu na Człowieka Bez Twarzy, całość jest tak zaskakująca i enigmatyczna, że zapiera dech w piersiach. Po tym jak Meryn Trant zostaje prze nią zabity, sprawy nabierają ciekawego obrotu. Mściła się jako Arya, a nie jako Nikt i dlatego musiała ponieść karę. Choć nie wiem, czy można to tak do końca nazwać. Ślepota, jaka ją dotknęła, jest tylko kolejnym etapem jej nauki... 

W końcu mogła skreślić jakieś nazwisko ze swojej listy. 

Dużo wydarzyło się też u Danki. Spotkała Tyriona, musiała użalać się z Harpiami, miała wyjść za mąż z rozsądku, ale wybuchła rebelia - jego zabili, ona odleciała na smoku, zostawiając miasto pod opieką Misandei, Szarego Robaka i Krasnala, podczas gdy Daario oraz Jorah wyruszają na poszukiwania królowej. To dość ciekawy duet biorąc pod uwagę uczucia jakim darzą Targaryenkę. Twórcy zostawili sobie bardzo duże pole do popisu końcówką, kiedy Dany spotyka Khalasar. Ponoć w książce pojawiło się sformułowanie "To go forward, you must go back"... Czyżby przepowiednia miała tego dotyczyć? 

Leć, Dany! Leć! I zostaw ich wszystkich na pastwę zabójców...

No i na koniec Lannisterowie. Lwy też nie miały lekko i zastanawia mnie, jak dalej potoczą się ich losy. Rozsiani po całej krainie, raczej prędko się nie połączą. Cersei po tak zwanym 'Walk of Shame' może się nie pozbierać, a do tego prawdopodobnie jej córka nie żyje... Ciągle pojawiają się jednak wątpliwości w tej kwestii, bo w końcu w GoT niczego nie możemy być pewni. 

"Shame. Shame. Shame"

Nie sądziłam, że tak rozpiszę się na temat tego sezonu. Widać, że twórcy otworzyli sobie kilka ciekawych furtek i wątki poruszone w kolejnym sezonie prawdopodobnie nas nie zawiodą. Pozostaje tylko pytanie, co będzie pierwsze - serial czy książka. Teraz, kiedy wszystkie opublikowane tomy zostały zekranizowane, Martin powinien trochę przyspieszyć, chyba że chce by to z produkcji HBO fani poznali zakończenie sagi. 

6 komentarzy:

  1. Gdzieś już czytałem o tej ostatniej scenie. Nie oglądam Gry o Tron, jedyny serial to The walking dead, tam też jest sporo bardzo mocnych scen (jak np. [spoiler] śmierć matki przy narodzinach, ścięcie głowy do połowy starcowi, zabicie dziecka przez dziecko i potem egzekucja tego dziecka przez osobę dorosłą, kanibalizm i inne...[spoiler].

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. The Walking Dead ciągle jest na mojej liście "do nadrobienia" i mam nadzieję, że w wakacje w końcu mi się uda :D

      Usuń
  2. Wiedziałam mniej więcej co będzie sie działo, z racji, że książki znam. Ale mimo wszystko niektóre sceny mnie mocno zasmuciły. Najbardziej zirytował mnie wątek Shireen. Moim zdaniem zupełnie niepotrzebnie tak go zakończyli, ale jeśli wychodzą z założenia "nie ważne co mówią, ważne żeby mówili" to udało im się idealnie. Największy śmiech mnie zebrał przy Dany i Drogonie. Najgorszy montaż ever. :D
    Wolałabym najpierw dostać do ręki książkę, ale znając życie....

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Też nie widzę w tym większego sensu, no ale... zastanawia mnie, jak twórcy chcą zakończyć serial w ten sam sposób co Martin, skoro tak już od oryginału odbiegają...

      Mam pewną stronę, która może Ci się spodobać a propos ukończenia przez Georga kolejnego tomu ;)
      http://www.isgeorgerrmartindead.com/

      Usuń
  3. Rewelacyjne podsumowanie!
    Też uwielbiam Aryę, to chyba moja ulubiona postać. Walk of shame był po prostu rewelacyjny. Na początku lubiłam Cersei - dla swoich dzieci potrafiła zrobić wszystko. Ale widać było w ostatnich odcinkach, że to siebie ceni najwyżej, a Tommena po prostu wykorzystuje do swoich zagrywek. Dlatego dobrze jej tak.
    Najbardziej w całym sezonie szkoda mi Jamiego. :C :C :C

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Ja tam za Jamiem nie przepadam :P Sezon, choć nudnawy, zakończył się wspaniale. Walk of Shame mnie zmiotło ;) To co, teraz czekamy do przyszłego roku na kolejne odcinki?

      Usuń