Seria: "Kłamca" (tom 2)
Autor: Jakub Ćwiek
Data wydania: październik 2006
Ocena: 7/10
"[...] nie zawsze trzeba wygrywać, żeby zostać zwycięzcą. Czasem wystarczy, że inni przegrają."
Loki – nordycki bóg kłamstwa. Właściwie to już nie. Teraz nasz długowłosy bad boy służy anielskim zastępom, a jego praca staje się jeszcze cięższa, gdy dawni „przyjaciele” postanawiają wyrównać nieco rachunki. Obecni towarzysze też nie mają najczystszych intencji. „Kłamca 2. Bóg marnotrawny” to kolejny zbiór opowiadań autorstwa Jakuba Ćwieka, który rzuca nas od razu w wir zdarzeń, by następnie tylko zwiększać napięcie.
Samego autora chyba nie trzeba nikomu przedstawiać. Ćwiek wbił się w literacki światek pierwszą częścią „Kłamcy” i zajął sobie wygodną i ciepłą posadkę wśród najpopularniejszych pisarzy fantasy z naszego rodzimego podwórka. Jego debiut wywarł na mnie ogromne wrażenie i to, czy sięgnę po „dwójkę” było tylko kwestią czasu i, no cóż, pieniędzy.
Nasz wspaniały bóg zmienił się, co widać już po kilku stornach. Mniej docinek, żartów... Nie jest taki słodki i niepokonany. Chłopak w końcu chyba dorósł i spoważniał, ale ironiczny humor na szczęście go nie opuścił. Okazało się również, że ten facet potrafi kochać. Momentami nawet robi się trochę romantycznie. Jego wybranką serca oczywiście nie może być pierwsza lepsza dziewczyna poznana w przydrożnym barze. Poznajcie Jenny, ulubienicę Michała, którą traktuje niemal jak córkę. Jest człowiekiem, ale w swoim drzewie genealogicznym znajdzie kilka ciekawych kobiet znanych z kart Biblii.
Autor postanowił sięgnąć po jeszcze jedną mitologię – grecką. Mniej więcej w połowie poznajemy Erosa – boga miłości i Bachusa, czy też Dionizosa – boga wina i zabawy. Tworzą oni bardzo ciekawy i momentami zabawny duet. Ostatecznie tworzy nam się bardzo barwne trio – Kłamca, erotoman i alkoholik. Z tego mogą wyjść tylko kłopoty lub... dobra zabawa.
To co mnie osobiście urzeka zawsze w książkach Ćwieka, to jego nawiązania do muzyki i filmu. Zdążyłam już zauważyć, że mamy w tych kwestiach podobny gust. Nawiązanie do „The Blues Brothers” od razu wywołało u mnie uśmiech, a „Money for Nothing” zaczęłam nucić zaraz po przeczytaniu, że:
„Mark Knopfler snuł właśnie swą muzyczną opowiastkę o pieniądzach za nic i darmowych panienkach”.
Drugi tom różni się od swojego poprzednika. Czuć poważniejszą atmosferę, jakby autor w przeciągu roku zmienił trochę zamysł. Nie są to już takie lekkie, łatwe opowiadanka, które można sobie przejrzeć do poduszki. Właściwie jak zaczynałam je czytać wieczorem to nagle z 23 robiła się pierwsza w nocy. Czuć, że wszystko co się dzieje, to tylko cisza przed burzą, wprowadzenie do mocniejszej akcji. Fabuła staje się bardziej zagmatwana. Postacie, które miałam za bezgranicznie dobre nagle zaczynają kombinować.
Moje mieszane odczucia sprawiają, że do końca nie wiem, co mam napisać. „Bóg marnotrawny” trzyma poziom, jeśli spodobał Wam się poprzedni tom lub lubicie mitologiczne wątki, bierzcie bez wahania. Ćwiek w dobrym wydaniu. Jest jednak pewne „ale”, którego nie potrafię rozwinąć.
Wszystko ładnie i pięknie, książkę naprawdę dobrze się czyta. Nie jest to jednak „Kłamca”, do którego przyzwyczaiłam się poprzednim razem. Dla jednych będzie to zaleta, dla innych wada. Ocenę pozostawiam Wam, a sama biegnę zaopatrzyć się w następną część.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz