18.05.2015

Patriotyzm w komiksach, czyli "Kapitan Ameryka: Pierwsze Starcie"

Tytuł: „Kapitan Ameryka: Pierwsze Starcie”
Tytuł oryginalny: "Captain America: The First Avenger"
Gatunek: Akcja, Sci-Fi
Na podstawie: "Kapitan Ameryka" Marvel Comics
Premiera: 5 sierpnia 2011 (Polska) 19 lipca 2011 (świat)
Reżyseria: Joe Johnston
Ocena: 6/10


Fala komiksowych ekranizacji osiąga niewyobrażalne rozmiary. Prawie każdy nowy serial i każdy film akcji jest adaptacją Marvela albo DC Comics. Moja geekowska duszyczka się cieszy niezmiernie, bo chodź te produkcje są bardzo różnej jakości, sprawiają, że komiksy zyskują co raz większą popularność w naszym kraju. I tak korzystając z najdłuższych wakacji w życiu, postanowiłam coś zrobić.

Obejrzeć wszystkie produkcje filmowe Marvela w kolejności chronologicznej dla fabuły. Taki postawiłam sobie cel i zaczynam go spełniać. Wiem, że mało to ambitne, ale po maturach potrzebne mi trochę przyjemności. Ci, którzy śledzą fanpage bloga na Facebooku mogli dopatrzyć się pewnego obrazka z wspomnianą wcześniej kolejnością. Komiksowe geeki zapewne domyślają się, co leci jako pierwsze pod ostrzał. Cofamy się do czasów II Wojny Światowej, by stoczyć walkę z Hydrą u boku superżołnierza. Czas na „Kapitan Ameryka: Pierwsze Starcie”.

Młody chłopaczek o imieniu Steven (w tej roli Chris Evans) bardzo chce walczyć za ojczyznę, jednak przez swoją drobną budowę nie jest w stanie przejść wstępnych testów. Dostaje propozycje uczestnictwa w tajnym projekcie stworzenia superżołnierzy, który nadzoruje dr Erkstine (Stanley Tucci). W wyniku sabotażu naukowiec ginie i Steve jest jedynym produktem programu. Musi teraz stawić czoło nazistowskiej organizacji Hydra, a jego największym wrogiem staje się Red Skull (Hugo Weaving).



Steven Rogers aka Kapitan Ameryka to uosobienie patriotyzmu, poświęcenia, odwagi i tych wszystkich cech, które idealny superbohater powinien posiadać. Niesamowicie silny, szybki, mistrz wszystkich sztuka walki, a do tego wszystkiego nosi kombinezon, który symbolizuje flagę USA. Brzmi trochę tandetnie, ale biorąc pod uwagę czasy, w jakich pierwszy komiks o Kapitanie został wydany, taka postać jest jak najbardziej adekwatna i zrozumiała. Mamy wojnę, więc w ludziach należy wzbudzić miłość do ojczyzny.

Pierwowzór był dość nijaki w moim odczuciu. W filmie dostajemy dużo wybuchów, patetyczne frazy i przystojnych wojskowych. Tego można było się spodziewać. I choć „Kapitan Ameryka” nie wyróżnia się bardzo na tle innych produkcji, nie jest zły. Dostajemy dobrą grę aktorską, bez sztuczności i zbędnych przerysowań, o które nietrudno w takim kinie. 

Niezależnie od czasów, każdy superbohater musi mieć kumpla do pomocy.
Może i w tej części nie jest kimś ważny dla fabuły, jednak później trochę namiesza...

Pierwsza połowa filmu sprawia całkiem przyjemne wrażenie i idealnie wpisuje się w przybraną przez twórców konwencję. Jak się tak dłużej zastanowić, zekranizowanie komiksu sprzed 70 lat w taki sposób, by współczesnemu widzowi się spodobało, to nie lada wyzwanie. Kamp z elementami kina przygodowego okazał się bardzo dobrą decyzją. 

Druga część jest zdecydowanie skierowana do publiczności nastawionej na akcję. Pościgi, wybuchy, strzelaniny... i nie istotne jest to, że obie strony mają broń, która nawet współcześnie jest raczej nie do stworzenia. Element fanatstyczno-magiczno-mitologiczny musiał być.

Mała dygresja. Już teraz można zauważyć, że wszystkie obecne filmy Marvela odgrywają się w jednym uniwersum. Red Skull zdobył Tesseract, z którego czerpie moc. Jest to niebieska kostka o niezwykłej mocy, która należała do nordyckich bogów, a dokładnie do Odyna, ojca Thora i Lokiego.

Peggy jako najciekawsza postać kobieca w filach Marvela.

W Peggy Carter i Starku Seniorze zakochałam się dzięki serialowi i patrząc przez ten pryzmat szkoda, że tak mało uwagi jest im poświęcone. Przeplatają się tu i tam, ale to nic szczególnego. „Ten zły” czyli Red Skull też wypadł ciekawie. Jest czerwony, trochę dziwny i mówi z (o, zgrozo!) niemieckim akcentem. Jak dla mnie wszystkie wymogi spełnione

Mówiąc o postaciach, chciałabym wspomnieć o dwóch „smaczkach”, na które natknęłam się w czasie oglądania. Natalie Dormer całująca się z Kapitanem. Oglądając ten film pierwszy raz, nie zwróciłam uwagi, że to właśnie ta blondynka z uśmiechem Loli z Looney Tunes. 


Drugą rzeczą było typowe u mnie poszukiwanie wśród postaci Stana Lee, który przewija
się przez każdą produkcję. Tutaj także był! I nawet mówi jedno zdanie. 

O komiksach i ich ekranizacjach mogę gadać bez końca doszukując się wszystkiego, czego tylko można. „Kapitan Ameryka: Pierwsze Starcie” do dobry film, ale niskich lotów. Bądźmy jednak szczerzy, żaden z tych filmów nie niesie ze sobą jakiegokolwiek przesłania czy głębi. Popkulturalny wytwór służący tylko i wyłącznie dobrej rozrywce. Rozpatrując w takich kategoria, pierwsza część przygód superżołnierza jest jednym z lepszych filmów tego nurtu. Dobre efekty, ciekawa gra aktorska... Jak lubicie nawalanki i mordobicia, nie będziecie żałować.

Może bez takich oklasków, ale film ma mocne 6/10.

4 komentarze:

  1. Uwielbiam Marvela! Ten film jest jednak dla mnie tym słabszym. "Zimowy żołnierz" był o wiele lepszym. :D

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. "Zimowego żołnierza" mam jeszcze przed sobą ;) Na razie "Iron man" <3

      Usuń
    2. Starkowie to moje ideały, zarówno syn, jak i ojciec <3

      Usuń